Pewnego poniedziałku, gdy przyszłam na zajęcia, zastałam pusty
wydział. Wraz z dwoma równie zdezorientowanymi jak ja osobami
udałam się do dziekanatu, gdzie poinformowano nas, że przez
najbliższe dwa tygodnie mamy wolne. Nikt nie rozumiał skąd te
nagłe ferie (potem okazało się, że przyczyną były strajki w
sprawie planów budowy elektrowni atomowej na południu Tamilnadu),
szybko jednak doszłam do wniosku, że zamiast zaglądać darowanemu
koniowi w zęby, lepiej zaplanować ten wolny czas. Tak powstał
pomysł wyjazdu do Rameśwaram.
Rameśwaram leży ponad 400 kilometrów na południe od mojego
Ćidambaram, na stosunkowo niewielkiej wyspie pomiędzy Indiami i Sri
Lanką (aczkolwiek bez szaleństw – od lądu indyjskiego dzielą ją
niecałe trzy kilometry, które można już od wielu dziesięcioleci
przebyć mostem). Wyspa ta pochwalić się może kilkoma atrakcjami,
jednak najważniejszą (i najsłynniejszą) z nich jest leżące na
wschodnim brzegu, twarzą do oceanu Rameśwaram i jego wspaniała
świątynia. Ona właśnie jest bohaterem dzisiejszego wpisu.
Ten piękny przybytek, wraz z wieloma rozsianymi po całej wyspie,
podlegającymi mu mniejszymi świątyniami, kapliczkami, sadzawkami i
studniami, jest szczególnie silnie związany z historią opisaną w
jednym z klasycznych indyjskich eposów – Ramajanie. Stąd właśnie
główny bohater, książę Rama, wraz ze swym bratem i sprzymierzoną
armią małp (a wśród nich swoim największym czcicielem –
Hanumanem) miał wyruszyć na Lankę, położone na wyspie królestwo,
by stoczyć stanowiącą kulminację eposu bitwę i odzyskać swoją
porwaną żonę. Tu także miał po zwycięskiej kampanii powrócić
i stąd udać się w podróż powrotną do własnego królestwa.
Niektórych może jednak zaskoczyć fakt, że mimo iż na każdym
kroku natrafiamy na bohaterów Ramajany, bóstwem, które zobaczymy
(jeśli nam się uda) w głównym przybytku świątyni, jest Śiwa.
Choć wisznuicki (Rama uznawany jest za wcielenie Wisznu) i śiwaicki
hinduizm spotykają się dość często i mitów, w których
występują oba bóstwa jest wiele, nie należy zapominać, że są
to w praktyce dwa odrębne wyznania. Jeśli jednak wiemy, że
istnieją śiwaickie wersje Ramajany (nie różniące się
szczególnie fabułą od innych), porządek świątyni w Rameśwaram
przestaje być taki niezwykły.
Centralnym wydarzeniem, wokół którego świątynia jest
zorganizowana, są obrzędy przebłagalne, które Rama odprawił po
powrocie z Lanki. Porwanie i uwięzienie cudzej żony może być
uznane za dobry powód do wypowiedzenia komuś wojny i uśmiercenia
go, jeśli jednak porywacz jest braminem, a szukający sprawiedliwej
zemsty mąż nie, sprawa odrobinę się komplikuje. Zabójstwo
bramina jest bowiem ciężkim grzechem zupełnie niezależnie od
okoliczności. Dlatego właśnie Rama powrócił z Lanki co prawda z
małżonką (nie trafiłam w Rameśwaram na żadne upamiętnienie
dość kontrowersyjnego epizodu z próbą ogniową, czy czegokolwiek
innego mogącego rzucać cień na idealny i szczęśliwy związek
Ramy i Sity), ale i ze skazą wymagającą szczególnego
oczyszczenia.
Tu właśnie pojawia się Śiwa, jako ten, do którego zanosi się
przebłagalne modły. Świątynna mitologia skupia się na tym akcie,
a na jego pamiątkę Rameśwaram oferuje każdemu wiernemu zmycie
wszystkich grzechów. Oczywiście oczyszczenie uzyskać można
właściwie w każdej innej świątyni, jednak w Rameśwaram idea ta
jest szczególnie obecna. Niezwykle spektakularne jest też samo
zmywanie grzechów, jak widać na zdjęciu całkiem fizyczne i
wyjątkowo mało symboliczne. Coś, co też zobaczyć można wszędzie
(tzn. normalne jest kąpanie się w świątynnych sadzawkach), ale
chyba nigdzie (a przynajmniej w niewielu miejscach) na taką skalę.
W Rameśwaram po prostu wypada zmyć swe grzechy zanim stanie się
przed bóstwem. Źródeł wody*, którą się to robi, jest
dwadzieścia dwa. Są ponumerowane i należy odwiedzić je w
odpowiedniej kolejności. Pierwszym jest ocean, od którego brzegu do
świątyni jest zaledwie kilkaset metrów. Ludzie zanurzają się w
nim kilkakrotnie i ociekając wodą zmierzają ku wschodniemu
wejściu. Jeśli kolejka jest długa, może nawet trochę podeschną,
ale nie na długo.
Źródłami na terenie świątyni są głównie studnie, dokładnie
takie, jak ta na zdjęciu. Mężczyźni w białych ubraniach to
pracownicy świątyni (bardzo żałuję, że nie miałam okazji
dowiedzieć się o nich więcej). Stoją przy każdym źródle,
czerpią wodę i polewają nią wiernych. Nie kropią, tylko
szczodrze polewają, całe wiaderko na głowę. Jednym źródłem
jest świątynna sadzawka, lecz nie wchodzi się do niej. Podchodzi
się do lekko wysuniętego nad wodę tarasu, z którego świątynnicy
spuszczają wiadra jak do studni.
Efekt jest taki, że wszyscy wierni w świątyni dosłownie ociekają
wodą. Woda jest wszędzie na posadzce; po raz pierwszy w życiu nie
wyszłam z hinduskiej świątyni z brudnymi od kurzu i pyłu nogami.
Trzeba też wspomnieć, że świątynia w Rameśwaram słynie z
długich korytarzy z pięknie rzeźbionymi kolumnami. Grupki ludzi w
całkowicie mokrych ubraniach przemykające tymi korytarzami od
studni do studni robią niesamowite wrażenie. Człowiek czuje się,
jakby trafił do jakiejś niezwykłej, antycznej szatni basenowej.
Nawet pogłos jest podobny.
Przed obliczem bóstwa jednak ociekając wodą stawać nie można.
Zatem przy wejściu do głównego przybytku i w kilku innych punktach
stoją prowizoryczne szatnie, gdzie można zmienić ubranie na suche.
Szatnie te, zwykłe budki z białych płacht plastiku na aluminiowym
stelażu, też wyglądają wśród kunsztownej rzeźby dość
osobliwie. Nawiasem mówiąc nie zawsze są to osobne budki,
czasem jest tylko ścianka osłaniająca przebierających przed płcią
przeciwną, ale zmuszająca do striptizu przed własną.
Na sam koniec jeszcze kilka dodatkowych słów wyjaśnienia –
studnie i sadzawka na terenie świątyni nie są jedynymi. Podobnych
źródeł wody powiązanych z mitologią świątynną jest na całej
wyspie jeszcze kilkadziesiąt, choć wiele z nich bardzo trudno jest
znaleźć, a znaczna część jest po prostu strasznie zapuszczona.
Niektóre są na terenach innych świątyń, które podlegają pod
główną Rameśwaramską.
*sanskryckie
słowo tirtha (stamilizowane jako tirttam) tłumaczy się najczęściej
jako bród, ale w przestrzeni religijnej może to być właśnie
studnia. Dlatego w notce używam terminu źródło wody i uchylam się
konformistycznie przed dalszymi wyjaśnieniami. Indolodzy wiedzą,
lub sprawdzą, reszcie wiele nowego t do życia nie wniesie. Snanam
to także stamilizowany termin sanskrycki i oznacza kąpiel. Zatem
tytułowe "Rameśwara tirtta snanam" to "kąpiel w rameśwaramskich
tithach".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz