piątek, 2 sierpnia 2013

Ciężko się zmobilizować...

Dokładnie rok temu wylądowałam w Madrasie i na dobry początek minęłam się na lotnisku z pracownikiem ICCR-u (instytucji, która przyznała mi stypendium). Do Polski wróciłam miesiąc temu, odczuwając znaną zapewne wielu specyficzną mieszaninę ulgi i żalu, mądra po fakcie o to, co powinnam była w Indiach zrobić i co odwiedzić i oczywiście pełna ambitnych planów na czekające miesiące wakacji, których nie spędzę oglądając seriale, pijąc piwo w ogrodzie i śpiąc do południa, o nie nie nie nie.

Na liście rzeczy, które powinnam była w Indiach robić całkiem wysoko można znaleźć regularne prowadzenie tego bloga. Cóż, nie wyszło. Do wielu rzeczy mogę przyznać się bez fałszywej skromności, ale systematyczność nigdy nie była i nie będzie jedną z nich. Narzucenie sobie normy publikowania czegoś raz na tydzień było kolejną rozpaczliwą próbą wypielęgnowania w sobie tej pięknej i przydatnej cechy, która skończyła się tak, jak wszystkie inne. W sumie nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że do nieudanych projektów człowiek bardzo niechętnie wraca. Dlatego ów blog raz zamilknąwszy, zamilkł na długo.

Teraz zaś, bez żadnej konkretnej okazji, podejmuję próbę wskrzeszenia go. Na pewno będzie więcej swobody i skakania z tematu na temat. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Pewnie to co zwykle, ale bez wymogu systematyczności czasem udaje się całkiem nieźle, więc bądźmy dobrej myśli.

Z pozdrowieniami
blogerka

2 komentarze: