czwartek, 11 października 2012

Zdjęcie tygodnia #8 (19 - 25 września): śladami bhakti - Sirhali



Miałam kilka dobrych powodów, by odwiedzić Sirhali. Pierwszym z nich jest to, że ono po prostu tu jest – około dwadzieścia kilometrów od Ćidambaram, nieco ponad pół godzinki autobusem, który odchodzi praktycznie co chwilę. W sam raz na krótką wycieczkę, dla której ani nie trzeba zrywać się z zajęć, ani wydawać pieniędzy na nocleg. Można spokojnie podjechać w weekend i jeszcze zostanie mnóstwo czasu na zwykłe leniuchowanie. Na dobrą sprawę dało by się nawet wybrać tam po lekcjach i wrócić na wczesną kolację, aczkolwiek jeszcze nie osiągnęłam poziomu aklimatyzacji pozwalającego na tak wielką aktywność (inna sprawa, że w ogóle nie jestem jakoś szczególnie aktywna z natury).

Zatem pojechałam tam, bo trwa semestr i nie ma za bardzo czasu na dalsze wojaże, mi też nie chciało się za bardzo nic robić, ale przesiedzenia całego weekendu w pokoju (no dobra, i w kinie) bym sobie nie darowała. Mam zresztą całą długą listę takich miejsc na krótkie wycieczki. W związku z czym wypada się wytłumaczyć, dlaczego właśnie Sirhali poszło na pierwszy ogień.

Pierwszy raz w pełni świadomie zarejestrowałam nazwę tej miejscowości podczas lektury fenomenalnej książki profesora Davida Schulmana Tamil Temple Myths, a konkretnie przy starannym studiowaniu rozdziału o mitach związanych z potopem, który był mi potrzebny do licencjatu. Historia opisana w tala-puranie (utworze opisującym mitologiczną historię świątyni, sans. sthala-purana) z Sirhali została tam przytoczona jako jeden z kilku przykładów na realizację powszechnego modelu historii, w której świątynia przetrwała wielki kończący świat potop, po czym stała się miejscem, z którego rozpoczyna się nowy akt stworzenia. W mitach tych ważną rolę odgrywa coś, co przetrwało potop. Często są to wedy i inne święte teksty, czasem też w świątyni schronienia szukają bogowie. Historia z Sirhali zwróciła moją uwagę, gdyż tam pod opiekę Śiwy na czas potopu oddają się sześćdziesiąt cztery sztuki*. A także tym, że bardzo wyraźnie pojawia się tam motyw łódki, od której zresztą pochodzi imię jednego z głównych wizerunków Śiwy w świątyni – Tonijappar.

To mój kolejny powód – chciałam zobaczyć świątynię Śiwy na łódce. Przede wszystkim jednak Sirhali zajmuje szczególne miejsce w kulturze tamilskiej ze względu na związek z wczesnym ruchem bhakti – stąd tytuł dzisiejszego wpisu.

Krótkie wyjaśnienie dla nieindologów: bhakti to forma religijności, której centralnymi elementami są żarliwa pobożność, całkowite oddanie bóstwu i pełna zależność od jego łaski. W łonie samego hinduizmu postawa ta przeciwstawiała się bardzo mechanicznemu rytualizmowi, a także sztywnemu już wtedy porządkowi społecznemu. Historie bhakti często mówią o tym, jak to bogu szczególnie miłe okazuje się spontaniczne, z pozoru nawet bluźniercze zachowanie, ponieważ sprawcą kierowała szczera miłość i chęć służenia. W dużym przybliżeniu jest to ideologia wdowiego grosza – liczy się nie obiektywna wartość ofiary, lecz jej subiektywna wartość dla ofiarnika.

Bhakti jako ruch religijny narodziło się właśnie na samym południu Indii, gdzie odegrało rolę hinduskiej kontrreformacji – odciągnęło wiernych od dominujących wówczas buddyzmu i dźinizmu. Jego szczególnie prominentnymi postaciami byli wędrowni poeci, którzy swoje żarliwe uczucia ubrali w piękną tamilszczyznę. Ich twórczość stała się podstawą dwóch kanonów religijnych – wisznuickiego i śiwaickiego.

Sirhali związane jest z jednym z najważniejszych z owych poetów i w ogóle jednym z najważniejszych poetów w historii tamilskiej literatury – Tiruńana Sambandarem. Tu właśnie się narodził i tu jako malutkie dziecko (trzyletnie, jeśli pamięć nie myli) miał zostać napojony przez Parwati mlekiem wiedzy, pod którego wpływem natychmiast zaczął tworzyć swoje słynne hymny i wyruszył na pielgrzymkę.

Sambandar był poetą śiwaickim. Jednak Sirhali znajdziemy i na mapie wisznuickich miejsc pielgrzymkowych. Tutejszą oraz jedenaście okolicznych świątyń sławił inny ważny poeta bhakti – Tirumangej. Na marginesie, według tradycji miał tu przybyć właśnie na zaproszenie Sambandara, który chciał się z nim zmierzyć w debacie (czy też konkursie poetyckim). Wydarzenia tego nie znajdziemy jednak w bibliografii (hagiografii) śiwaity, gdyż dla tego zwycięzcy wielu potyczek z buddystami i dźinistami Tirumangej miał się okazać przeciwnikiem zbyt trudnym. Nie będę jednak wchodzić głębiej w interpretację tego wydarzenia. Może poeci nigdy się nie spotkali, a epizod stworzyli wisznuici w celu nobilitacji swojego świętego, a może nie było żadnego konkursu, tylko przyjacielska wizyta? W końcu wisznuici i śiwaici nie rywalizowali w tym okresie ze sobą tak bardzo, kiedy poważniejszym problemem był wspólny wróg – dźiniści i buddyści?

W tygodniu, którego dotyczy ta na notka nie udało mi się odwiedzić świątyni wiszuickiej. Może będzie to temat na inny wpis. Obejrzałam sobie za to spokojnie przybytek śiwaicki, z którego właśnie pochodzi dzisiejsze zdjęcie. Spokojnie, ale też nie tak dokładnie,więc pewnie i tam jeszcze wrócę. Zwłaszcza, że to tak niedaleko.

Najciekawszym elementem świątyni jest to, że ma ona piętrowy główny przybytek, zaś na każdym z trzech poziomów znajduje się inna postać Śiwy. Podobno jest kilka takich kilkupoziomowych świątyń w Tamilnadu, jednak żadnej nie widziałam.

Na samym dole znajduje się Brahmapuriśwarar, Śiwa pod postacią lingi. Wierzy się, że jest to swajambhulinga, czy linga, która powstała, czy też objawiła się sama z siebie. Na pierwszym piętrze zobaczyć można Tonijappara, czyli Śiwę będącego bohaterem przytoczonej już historii o powodzi. Podobno taras ma mieć kształt łódki, ale jakoś umknęło to mojej uwadze. Trudno za to nie zauważyć, że obok wysokiego posągu Śiwy stoi w przybytku niewiele niższa Parwati – rzecz nie tak znowu częsta.

Na najwyższym poziomie znajduje się Sattejnadar, czyli Śiwa, który pod postacią myśliwego miał przywołać do porządku Wisznu, gdy ten wpadł w nadmierną pychę po jednym ze swoich dokonań (konkretnie chodziło o epizod z królem Balim i trzema krokami). Tego wizerunku nie udało mi się zobaczyć, bo kiedy przyszłam do świątyni akurat nie było prądu, a Sattejnadar umieszczony jest ponad głowami pielgrzymów i zwiedzających, a przez małe okienko, niższe niż posąg, nie wpadają promienie słońca. Przy braku elektrycznego oświetlenia widać było tylko stopy bóstwa oświetlone płomieniem małej lampki. Nie ukrywam, że miało to swój urok. Sporą atrakcją była też dla mnie możliwość spojrzenia na kompleks świątynny z góry.

No i na koniec jest na terenie świątyni osobny przybytek poświęcony Tiruńana Sambandarowi. Nie jakaś kapliczka, ale prawdziwy przybytek, normalna oddzielna świątynia z własnym murem i mandapami. Ona to zresztą widnieje właśnie na zdjęciu tygodnia jako dobry przykład południowoindyjskiej architektury świątynnej. Sam piętrowy przybytek Śiwy nie jest, muszę przyznać, tak estetyczny. Jak każdą świątynię, tę w Sirhali wiele razy przebudowywano i w tym wypadku nadało to jej troszkę charakteru małej wieży Babel. Co nie zmienia faktu, że zobaczyć ją warto.

*sześćdziesiąt cztery to jedna z bardzo lubianych przez kulturę indyjską liczb, stąd bardzo wiele list ma dokładnie sześćdziesiąt cztery pozycje. Może to tworzyć złudzenie, że chodzi o jedną, konkretną listę, w rzeczywistości jednak jest ich bardzo wiele i nieraz rozbieżności są bardzo duże. Wiadomo więc, że sztuk jest sześćdziesiąt cztery, ale jakie to sztuki/umiejętności konkretnie, to już inna sprawa.

3 komentarze:

  1. Apropos świątyń, łódek i mitu o potopie: w Phnom Penh, stolicy Kambodży jest świątynia buddyjska właśnie w kształcie łodzi.... Jak wiadomo, wpływy południowoindyjskie (co tu dużo mówić - tamilskie) są silnie zarysowane szczególnie w historii któlestwa Khmerów - Angkoru...... Niestety, nie znalazłam niczego o tamtej świątyni. Jest zupełnie nieturystyczna........
    Zapisuję sobie Sirhali jako punkt na następną wizytę w TN :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wątek przeczyatłem z zainteresowaniem. Jednak wyszukiwarka Google Maps nie zna tego miejsca a Wikimapia proponuje lokalizacje w Pakistanie....? Znalazłem w końcu poprzez wyszukiwarkę Google'a Sirhali, ...w Pendźabie :-)
    http://www.maplandia.com/india/punjab/amritsar/sirhali-kalan/

    KrzysztofH

    OdpowiedzUsuń
  3. Proponuję spróbować szukać po barbarzyńskiej pisowni quasiangielskiej, gdzie drawidyjskie niby-l (które ja zapisuje jako l) oddaje się przez zh (Tamilowie cały czas mnie zapewniają, że tak jest po angielsku, bo tak się wymawia, a ja łykam inwektywy słysząc te teorie) i nie uwzględnia wymowy h/g.

    Czyli trzeba szukać "Sirkazhi" (ciężkie westchnienie).

    I wielkie podziękowania za komentarze.

    OdpowiedzUsuń